Blog 2 minuty czytania

Mam siekierę ale się nie kłócę

Otrzymuję wiele listów od czytelników wyraźnie zawiedzionych faktem, że nie biorę udziału w sieciowych połajankach. Jak to? To tam miecz krzyżuje się z mieczem, parujące wnętrzności wypływają z rozciętych ciał dyskutantów, dziki wrzask zamiera na stygnących ustach, a ja sobie siedzę jak człowiek z wysokiego zamku i mam wszystko w… To nieprawda. Nie wszystko, bo wszystko w dupie się nie zmieści. 

Problem ten jednak bardzo porusza moich respondentów. Czemu nie daję odporu, czemu nie ścigam licznych epigonów za plagiaty, zrzynki i, delikatnie mówiąc, zapożyczenia? Hm. A może po prostu cieszy mnie, że gorąca dyskusja ciągle się toczy? 

A teraz bardziej poważnie: niestety jestem przekonany o okropnej jałowości każdej dyskusji. Oczywiście czym innym jest rozmowa ze znajomymi, jeśli nawet prezentują oni odmienne stanowiska, a czym innym kłótnia, w której walczymy o własne przekonania, choćby nawet dotyczyły one fabuły jakiejś książki. Z wielką przykrością muszę stwierdzić, że kłótnie o książki sensu żadnego nie mają. 

Pamiętam taką sentencję zawartą gdzieś w pierwszych „Krokach w nieznane”: odgłos kamienia wpadającego do studni zależy nie tyle od samego kamienia, co przede wszystkim od studni. I w związku z tym każdy wynosi z lektury własny bagaż wrażeń i unikalne przemyślenia. Konfrontowanie tego awanturnicze, sensu żadnego nie ma. Rozmawiamy bowiem o dwóch rożnych, nieprzystających do siebie rzeczach. 

Kolejnym powodem jest zanik dawnej kultury dyskusji. Kiedyś krytyk mógł się wypowiadać wyłącznie wtedy kiedy utwór mu się podobał. Jeśli nie, to uwagi krytyczne powinien zachować dla siebie. I to nie z powodu chęci bycia delikatnym, a jedynie z powodu kompletnej jałowości wdawania się w spór krytyczny. 

Jałowość ta wynika z samej istoty literatury, a ściślej (lub szerzej jak kto woli), z istoty porozumiewania się ludzi z ludźmi. Jak bowiem porozumiewa się człowiek z człowiekiem? Zapytani studenci szermują takimi określeniami jak: ludzie porozumiewają się przy pomocy słów, gestów, ekspresji mimicznej, siły i natężenia głosu, a także tysiąca innych szczegółów. Niestety to tylko środki porozumienia. A co z jego istotą? 

Podaję z reguły taki przykład zaczerpnięty z książki „Bezgłośny język” Edwarda T. Halla: żona siedzi przed telewizorem, za jej plecami otwierają się drzwi i ktoś mówi „cześć”. Żona otrzymuje więc komunikat tak lakoniczny, że gdyby dostała go zapisany na kartce, nie miałaby pojęcia czy chodzi o powitanie czy o pożegnanie. Skąd więc wie, o tym jak mężowi poszło w pracy, jak jego stosunki z kolegami i czy na mieście jest korek. Skąd wie czy pokłócą się dzisiaj czy też raczej będą uprawiać seks? Skąd wie czy przygotować kolację w domu, czy raczej nakłaniać go do wyjścia? I jeszcze wiele, wiele rzeczy. 

No skąd? 

To proste. Człowiek porozumiewa się z drugim człowiekiem wyłącznie poprzez odwołania do wiedzy tego człowieka. I tyle. 

Jeśli więc jakiś utwór komuś nie pasuje to nie ma sensu prowadzić z nim jakiejkolwiek dyskusji. Po prostu książka nie trafiła w obszar wiedzy czytelnika. A gadanie z kimś takim to tylko i wyłącznie strata czasu i nerwów. Konsensusu nigdy nie będzie. 

Dlatego też lub ię rozmawiać wyłącznie z ludźmi, z którymi mam wspólną, wypróbowaną platformę porozumienia. Na sieciowe połajanki szkoda po prostu życia. 

 

Kontakt do agenta

Wszystkie zapytania ofertowe lub związane z promocją proszę kierować na adres:

ziemianski.az@gmail.com