Blog 4 minuty czytania
Wielokrotnie opisywałem już dlaczego nie obchodzę żadnych świąt i dlaczego dwa razy do roku uciekam od wszechogarniającej hipokryzji połączonej ze spazmami udawactwa. Nie będę się powtarzał. Czas na inne moje fochy, które strzelam w życiu.
Nie składam życzeń. Jeśli nie zmusi mnie do tego jakaś nadzwyczajna okoliczność to nie składam ich nigdy, nikomu i pod żadnym pozorem. Gorzej. Strzeżcie się jeśli kiedykolwiek Wam złożę. Będzie to niechybnie znak, że czegoś od Was potrzebuję i w niedalekiej przyszłości będę o coś prosił, czegoś się domagał albożądał. Nie mogę sobie wyobrazić żadnej innej przyczyny życzenmioskładalnictwa. Niestety jako dziecko żyłem w domu,. W którym kiedy nadchodził dzień imienin mojego Ojca, telefon zaczynał dzwonić przed świtem, a kończył późną nocą. Cóż… On potrafił załatwić naprawdę wiele spraw, a za socjalizmu ludzie bez znajomości praktycznie nie mieli prawa mdo życia. Więc dzwonili. A ja z boku obserwowałem to targowisko próżności, te puste zapewnienia o miłości, przyjaźni, sprzyjaniu, gorącej pamięci i róże tam podobne brednie. Wiele z tych osób znałem, lub poznałem później, osobiście. Żadna z nich nie skojarzyła mi się nigdy z miłością, przyjaźnią i sprzyjaniem. Niemniej od tej pory jak ktoś składa mi życzenia zawsze zastanawiam się nad tym co tak naprawdę chce osiągnąć.
Ale mniejsza o przyczynę składania życzeń. Ktoś odczuwa taką potrzebę, trudno, niech składa. Tylko niech się nie zasłania jakimiś uwzniośleniami. Na przykład: to wyraz, że o kimś pamiętam. A nieprawda. Główną przyczynę „pamiętania” przytoczyłem wyżej, ale wspomnę jeszcze o pozostałych.
– no przecież jubilat/solenizant/świętujący obrazi się jak mu nie złożę życzeń (dotyczy głównie rodziny). Jeśli tak, znaczy to jedynie, że obaj/oboje podlegacie rytuałowi. Dołączacie do stada i robicie bezmyślnie to co robi stado. Jak pójdzie do rzeźni (choćby zbudowanej przez populistycznych przewodników) to Wy też pójdziecie.
– tradycja taka (w domyśle: robił to mój pradziad, dziad i ojciec, więc i ja powinienem). Cóż. Dodam tylko, że mój pradziad się nie mył bo czasy były inne. Czy i ja, w ramach kontynuowania tradycji, myć się nie powinienem?
– życzenobiorcy będzie miło kiedy się dowie, że o nim pamiętam. Hm. No w moim przypadku to nie działa. Obracam się wśród ludzi piętnaście, dwadzieścia lat ode mnie młodszych i w związku z tym każde życzenia urodzinowe traktuję jako agresję skierowaną wprost. A jak ktoś udaje, że tylko dla mnie pamięta o Andrzejkach to chyba jest debilem tak bardzo wszystko wokół przypomina o tym skomercjalizowanym dniu. No ale weźmy inne imię: na przykład Kosma. Czy Kosmie jest przyjemnie, że ktoś pamięta i składa mu życzenia? Pewnie tak, gdyby ktoś powiedział: Stary, pamiętam, że dziś są twoje imieniny. Ale nie. Nawet jak zadał sobie trud, żeby wtłoczyć Kosmę do swoich licznych reminderów, przypominaczy, yearly alertów to rozmywa ten wysiłek wyświechtaną formułką „wszystkiego najlepszego itp”. Na cholerę? Nie wiem. Jeśli się pamięta (i to jest główną przyczyną zaczepki słownej w celu zrobienia przyjemności) to wystarczy powiedzieć, że się pamięta. I już. Chyba, że wypowiadając formułki chce się wykonać rytuał, a wtedy nie chce mi się gadać na tym poziomie.
Owszem. Rytuałem jest też mówienie „dzień dobry”. Z tym tylko, że jest to ślad zachowania racjonalnego. U nas ten zwrot przerodził się w parodię pozdrowienia (bo przecież życzymy nim dobrze także tym, którym naprawdę nie życzymy niczego dobrego) – to zwykła mimikra. Są jednak kultury, które zachowały prawdziwe znaczenie tego zwrotu. Istnieje w Afryce plemię, którego członkowie kiedy się spotykają mówią: „widzę cię!”. (w domyśle: już nie wbijesz mi znienacka dzidy w plecy – co jest wyrazem praktycznego znaczenia takiego pozdrowienia).
Podobnie pragmatycznie podszedłbym do naszych życzeń.
„Pamiętam o tobie”, „Nie jesteś sam, bo ja o tobie myślę” i tym podobnie możemy mówić chcąc komuś sprawić radość. A nie pierniczyć wyświechtanymi formułkami. Raz do roku. Nie mógłbyś jeden z drugim wysilić własną inteligencję i powiedzieć to parę razy więcej? W zwykłe dni? A nie wtedy kiedy przypomni ci reminder, albo wtedy kiedy wypada?
Szału dostaję kiedy słyszę w telefonie: „Życzę ci wszystkiego najlepszego, szczęścia, zdrowia, pomyślności, pieniędzy i…” – tu z reguły życzący zawiesza głos oczekują, że życzenioobiorca ulży mu w trudzie i przerwie słowami: „Dziękuję ci serdecznie. Dziękuję, że pamiętałeś”. I tak jeszcze, w zależności od zaciętości w zaniżaniu inteligencji oraz głębokości tkwienia w kiczu umysłowym: ble, ble, ble, bleeee. Tfu, cholera.
A są egzemplarze bardzo zacięte, które wiedzą, wyświechtana formułka to tylko pitolenie więc dodają coś oryginalnego od siebie. Czyli wszystkiego najlepszego, ble, ble, ale przede wszystkim pieniędzy (!). Pieniędzy! Bo jak masz pieniądze to masz wszystko co najważniejsze. (materialiści pieprzeni). Są też tacy co mamonę wymieniają na zdrowie. Zdrowia! Bo zdrowie jest najważniejsze! (nie mogą się zdecydować pogromcy logiki co im bardziej lube: czy mamy w bogactwie zdychać na marskość wątroby, czy przeciwnie, zdrowiuteńcy umierać z głodu pod mostem).
Są też tacy miłośnicy podejścia oryginalnego, którzy przekopują całą sieć wynajdując odpowiednie formułki w zależności od mody (pieniędzy i szczęścia życzę, nie zdrowia, bo na Titanicu przecież wszyscy zdrowi byli).
Są też tacy, którzy atakują wierszem. Niekiedy niestety własnego autorstwa:
Kiedy pracy zmęczył cię znój
Niech życzeń moich życzliwy otoczy cię rój
Byś szczęścia mógł zaznać kochany mój…
I żeby ci nie odpadł […] – zakończę dodając od siebie. I nie będę się dalej pastwił.
Grzęźniemy w cywilizacji fasadowych gestów bez znaczenia. A pustka i jałowość powtarzalnych czynności już dawno oduczyły nas szukać sensu w tym co robimy. Nie ma żadnych usprawiedliwień dla głupich życzeń. Chcesz powiedzieć komuś, że lubisz jego obecność na tym świecie? To nie czekaj na żadne imieniny, urodziny, święta ani nawet ślub. Weź teraz, bez żadnego formalnego nakazu telefon do ręki, zadzwoń i powiedź szczerze, prostymi słowami o co ci chodzi. Powiedz: fajnie, że jesteś!
Wystarczy.