Blog 3 minuty czytania

Jak poznałem Toy

Toy story – wersja autorska

Kiedy poznałem Toy? Trudno mi dokładnie podać datę. Było to w czasach kiedy pracowałem w telewizji. Kręciliśmy jeden z odcinków programu „Gliniarze” i akurat przytrafiła nam się akcja przeciwko sutenerom. Cała ekipa wraz z oddziałem prewencji pojechała więc na ulicę Gwarną (tam, naprzeciwko dworca, kurwy stały wtedy przy krawężniku). Podczas kiedy policjanci uganiali się za alfonsami po bramach, znudzeni członkowie ekipy rozmawiali sobie przyjaźnie z prostytutkami. Jedna z nich miała ksywę „Zabaweczka” i wyglądała dokładnie tak jak opisałem ją potem w Toy Toy song. Była niska, zgrabna, bardzo młoda i bardzo czymś naćpana. W każdym razie potrafiła każdego z kim rozmawiała natchnąć optymizmem i poczuciem, że życie ma sens. Oraz tym, że należy walczyć bez względu na okoliczności. W pewnej chwili, chcąc się czemuś przyjrzeć, wyjęła z torebki okulary o szkłach, które wyglądały jakby wyjęto je z teleskopu.

Zamieniłem z nią tylko kilkanaście zdań, ale ta właśnie postać utkwiła mi w pamięci na długo. Nie widziałem jej nigdy więcej. A jednak przez cały czas zastanawiałem się co było z nią dalej. Nie miałem szans dowiedzieć się czegokolwiek. Postanowiłem więc, że sam sobie jej przyszłość wymyślę.

I tak „Zabaweczka” stała się Toy. Czasy jednak nie sprzyjały pisaniu. Nastała właśnie dekada odradzania się kapitalizmu w Polsce i rynek został zalany produkcjami z Zachodu. Po siermiężnym PRLu, nareszcie dostępne było wszystko. I w związku z tym nikt nie chciał wydawać Polaków. Po co? Skoro za grosze można było zalewać księgarnie tonami importowanych bestsellerów. Wtedy właśnie przez prawie dziesięć lat nie opublikowałem kompletnie niczego. Pisałem co prawda Achaję, ale z przeznaczeniem wyłącznie do szuflady bo nie wyobrażałem sobie, że ktoś mógłby zaryzykować wydanie tak grubej książki rodzimego autora.

Toy Toy song było więc pierwszym opowiadaniem napisanym po wieloletniej przerwie. Ciągle nosiło znamiona literatury poprzedniego okresu, to znaczy, jeśli miało się dziać coś ciekawego to scenerią musiała być oczywiście „Ameryka”. Tak się pisało za socjalizmu. Jak zresztą wytłumaczyć, że na Polkę, prostytutkę, czekał wielomilionowy spadek pod warunkiem, że przez kilka lat uda jej się przeżyć pracując jako prywatny detektyw. (tak sobie wyobraziłem przyszłość „Zabaweczki”).

Opowiadanie ukazało się w jakimś fanzinie, bez mała na powielaczu. Dużo później znalazło się na łamach pisma „Science Fiction”.

Drugi tekst zbioru, Toytrek, powstał już w zupełnie innych czasach. Łatwość podróżowania oszałamiała i mogłem w tej noweli zawrzeć wiele osobistych doświadczeń. Opisane osiedle w Hiszpanii istnieje naprawdę, cervezy nie da się pić, a przemycany gin był faktycznie dostępny za grosze. Moje pierwsze lądowanie w Afryce również wyglądało podobnie do książkowego opisu. Schodząc z promu zauważyliśmy po lewej złożone w kostkę mundury i leżące na nich hełmy, a po prawej tłum gestykulujących Arabów. Któraś z koleżanek powiedziała wtedy:

– O w mordę. Chłopaków zabierają do Legii Cudzoziemskiej, a my wszystkie do haremu!

W tekście jest sporo wątków autobiograficznych, a właściwie drobiazgów i obserwacji. Oczywiście nigdy nie strzelałem do nikogo w bitwie nad rzeką, ani nie skłoniłem żadnej koleżanki do założenia afrykańskiego państwa. A szkoda.

Toy wars powstało jeszcze później. W czasach kiedy nie chciało mi się już pisać o „rzeczywistości amerykańskiej”. Zobowiązywało poczucie przynależności do grona pionierów polonizacji fantastyki. Tym bardziej, że mój kraj już znalazł się wśród tych gdzie mogło się dziać wiele pasjonujących rzeczy, i obecnie i w przyszłości. Odzyskał tożsamość, zdobył szeroką perspektywę. No ale prawa cyklu nie mogły zostać zakłócone. Rzecz dzieje się ciągle za oceanem, ale pojawiają się już polskie wątki. A także sny, które odgrywają tam niepoślednią rolę. Zresztą w ogóle jest tam mnóstwo rzeczy, które pasjonowały mnie od dawna. Na przykład historię implantów (wymyśloną) napisałem dużo, dużo wcześniej.

No i czas przejść do pytań o kontynuację. Na spotkaniach autorskich dostaję wiele pytań: kiedy będzie nowa Toy? Szczera odpowiedź brzmi: nie mam pojęcia. Wiem jednak, że „Zabaweczka” żyje we mnie ciągle i co chwilę pojawiają się pomysły, żeby opisać ją w wieku dojrzałym (no… dojrzalszym, powiedzmy). Ciągle przecież istnieje gdzieś w opisanym świecie jeszcze jedna Valkiria, która czeka na swojego nosiciela. Może warto się z nią zmierzyć? Na razie w walce Achaja kontra Toy ciągle przewagę ma ta pierwsza. Ale nic nie jest zamknięte, żaden szlaban nie został opuszczony.

Filigranowa prostytutka zdaje się czekać na swoją chwilę.

Kończąc muszę się przyznać, że przez cały czas czuję, że jestem coś winny kobiecie, która była pierwowzorem postaci literackiej. Chciałbym jej powiedzieć, że napisałem jej przyszłość i zerknąć czy zgadza się z rzeczywistymi losami.

Niestety niewiele mogę w tej sprawie zrobić. Poza jakimś durnym gestem.

Kiedy ukazało się pierwsze wydanie Toy Wars, wziąłem jeden z egzemplarzy, nabazgrałem coś na pierwszej stronie i wstydliwie, kryjąc się w mroku nocy, pojechałem na ulicę Gwarną (gdzie od dawna nikt już nie czeka na klientów).

Ukradkiem położyłem książkę na krawężniku.

 

Kontakt do agenta

Wszystkie zapytania ofertowe lub związane z promocją proszę kierować na adres:

ziemianski.az@gmail.com