Blog 2 minuty czytania
Premiera odbyła się dopiero co, niewiele osób przeczytało książkę, a już udało mi się usłyszeć kilka głosów od strony czytelników.
– Fajny początek. No ale wszyscy wiemy, jak Virion skończy.
– Niby jak? – pytam głupio bo sam nie wiem. Nigdy nie znam zakończenia powieści/cyklu, który właśnie piszę.
– No przecież Achaja go zabiła.
– Kiedy?!!
Patrzymy na siebie w kompletnym niezrozumieniu.
Pamiętam dobrze. W słynnym pojedynku opisanym w pierwszej trylogii Achaja wcale nie zabija Viriona. Rani go ale wyraźnie jest opisane, że szermierz natchniony przetrwał walkę w dużo lepszym stanie niż główna bohaterka. Gorzej. On pojawia się przecież w ostatniej scenie i okazuje się całkiem fajnym facetem. Jest jedną z trzech osób, które przeżywa wielką bitwę na placu w Syrinx bez najmniejszego zranienia. Skąd więc przekonanie, że go uśmierciłem w jakiejś innej książce? Nie mam najmniejszego pojęcia.
Nie zamordowałem Viriona ani w pierwszej trylogii, ani teraz (mimo, że skoczył z mostu), a Pomnik cesarzowej Achai się nie liczy ponieważ akcja rozgrywa się ponad tysiąc lat później.
Ale był czas przywyknąć do tego, że czytelnicy tworzą w swoich umysłach własne powieści, luźno tylko oparte na opisanych przeze mnie faktach. Pamiętam prawie miesięczną, zajadłą dyskusję na jakimś forum na temat tego czy opisana w „Bombie Heisenberga” trzystumilimetrowa, samobieżna armata w ogóle byłaby w stanie wystrzelić i nie przewrócić się przy tym. Po wielu tygodniach zmagań ktoś napisał: przecież to wszystko tylko śniło się głównemu bohaterowi, więc pytanie powinno brzmieć „czy taka armata może się komuś przyśnić?”.
Innym razem, przy okazji „Autobahn nach Poznań” zarzucono mi, że w pustynnym świecie nie można palić ognisk bo przecież nie ma drewna. Hm. W opowiadaniu wyraźnie napisałem, że ognisko to kopiec piasku oklejony napalmowym żelem. Ale… każdy czyta to co chce przeczytać. Tak po prostu działa ludzki mózg, który nie może skupi,ć się na tekście drukowanym dlużej niż pięć minut. Później zaczyna działać wyobraźnia.
Ale wracając do bohatera „Wyroczni”. We wstępie do superprodukcji Audioteki, w której wzięło udział ponad osiemdziesięciu aktorów, napisałem tak:
Virion to postać, która powstała w pewnym sensie przypadkiem. Potrzebowałem przeciwnika dla Achai i to w jej najlepszej formie. Potrzebowałem przeciwnika naprawdę tytanicznego, najpotężniejszego z możliwych. I pojawił się szermierz natchniony, który nigdy nie przegrywał, z którym nikt nie mógł się równać. Skoro Achaja była, mimo wszystko, bohaterem pozytywnym, potrzebowałem więc demona zła.
Na wielu spotkaniach autorskich przekonałem się jednak, że wcale taka postać mi nie wyszła. Czytelnicy podkreślali raczej, że to człowiek niezależny, odnoszący się z pogardą do ustalonego porządku świata, będący w kontrze do władzy każdego rodzaju. A to, że był piekielnie dobry w tym co robił? A, wielu by też tak chciało.
Virion w każdym razie siedział mi w głowie i nie chciał jej opuścić. Wyraźnie domagał się by powiedzieć o nim coś więcej. A ja zawsze ulegam żądaniom swoich bohaterów, szczególnie tak silnych, choć absolutnie nie dlatego żebym obawiał się, że coś mi zrobią.
Virion jest więc powieścią o tym jak można stać się szermierzem, który nie przegrywa. Jak można przestać zwracać uwagę na utarte pojęcia dobra i zła. No i, a może przede wszystkim, o tym co zupełnie niesamowitego może się zdarzyć w życiu jeśli ma się otwarty umysł i zmysł obserwacji.
Virion to początek.
I nikt jeszcze nie zna jego dalszych losów.